Wyszukaj:

środa, 2 maja 2012

Reality or dream

Wtargnęłam do hotelowego mieszkania z impetem otwierając drzwi, zaraz po prędkim przekręceniu klucza w zamku, pragnąc jedynie miękkiego i w miarę możliwości wygodnego miejsca do pogrążenia się w beztroskim świecie snów. Co było tym bardziej u mnie pożądane ze względu na brak ku temu okazji, ciągle praca, praca i jeszcze raz praca. Chyba zmieniam się w prawdziwą pracoholiczkę, ale cóż dzięki tylu zajęciom mogłam wreszcie zapomnieć...

Niedbale zakluczyłam drzwi, zrzuciłam z siebie zbędną odzież i jednocześnie włączając jakąś przyjemnie spokojną muzykę w radiu, rzuciłam się na łóżko, będące w tej chwili dla mnie istnym rajem, przewyższającym nawet zebrane w jedno opowiastki o losach duszy po śmierci. Wyruszyłam w morfeuszowe krainy niemalże od razu w momencie zetknięcia się z powierzchnią materacu łóżka. Niczym łódką po wodzie, sunęłam powolnie przez niezrozumiałe dla zmęczonego rozumu obrazy, kolory... Dużo kolorów... Tyle samo wzorów... Wszystko zmieniało się tak szybko, że nie byłam w stanie niczego zarejestrować, aż nastała ciemność...
Czułam miłe muśnięcia kołdry na nagiej skórze, były niczym delikatny dotyk... Jej dotyk. Ciepły i zarazem chłodny – w pierwszej chwili jak lód mogłam się rozpływać w jego żarze, w drugiej zaś przechodziły po moim ciele dreszcze, rozchodzące się z jednego źródła, jak fala utworzona po zmąceniu powierzchni wody...

Kiedyś byłam tym lodem, który Ona potrafiła roztopić,
Tą wodą, którą Ona mogła w każdej chwili zmącić,
Parą wodną, której cząsteczki mogła zebrać jednym wdechem
...Lub odegnać machnięciem dłoni.
Odegnała.

Uniosłam się lekko znad poduszki, czułam czyjąś obecność, plecy instynktownie dawały znać o zbliżającym się do nich potencjalnym drapieżniku. Odwaga na moment wyfrunęła przez pobliskie okno... Na spacer. Zaraz wróciła, neutralizując całkowity paraliż. Skierowałam ukrytą pod kołdrą rękę ku nodze, mając nadzieję na znalezienie zawsze noszonego ostrza. Nic... No tak, byłam prawie naga. Zbliżająca się postać nie traciła czasu i zbliżała się, przyczajona w ciszy, aż dotarła do samego łóżka. I nastała ciemność....
...Z której wybrnęłam otwierając oczy. Nie mogłam się ruszyć i tym razem to nie był paraliż, nieprzytomnie odchyliłam głowę do tyłu, aby zobaczyć co dzieje się z moimi rękoma. Były ciasno przywiązane do metalowych ram łóżka. Wróciłam wzrokiem nad siebie, cień. Nie...
„To Ty!” z moich ust wydobyła się ta jedna wypowiedź, pełna wściekłości, zaskoczenia, bezsilności, irytacji i gniewu... Mogłam się domyślić, że to Ona, zawsze lubiła takie zabawy. „A któż by inny?” usłyszałam w odpowiedzi, wypływającej spomiędzy krwistoczerwonych ust, układających się w dobrze mi znany uśmiech, a następnie dobiegł do mnie szelest poruszanego materiału, jak mogłam wcześniej tego nie wychwycić...? Przesunęła powolnie i kpiąco własnymi dłońmi po moich lekko umięśnionych ramionach, aż dotarła do przywiązanych dłoni, a Jej twarz znalazła się tuż nad moją. Powiedziała: „Jesteś tylko moja.” Ja próbując zaprzeczyć, rozwarłam usta, ale gdy już słowa ruszyły gardłem, w ostatniej chwili ujście im zamknęła smukła dłoń, która zsunęła się potem po szyi na klatkę piersiową. Jej miejsce zaś zajęła krwista czerwień, w której cieple kompletnie się rozpłynęłam...
„Przestań. NIE CHCĘ! Nie wracaj...” powiedziałam, gdy tylko nasze wargi rozłączyły się, a Ona zaczęła pozwalać sobie na coraz więcej... Jak dawniej. Moja zmora zaczęła pozbywać się pozostałej odzieży, którą miałam na sobie, także wkrótce leżałam przed nią tak jak przyszłam na świat, w dodatku tak samo bezbronna.

„Wcale nie jesteś bezbronna” usłyszałam od Niej.

A w uszach rozbrzmiała mi piosenka.
Ciągłe...

Do you wanna touch YEAH
Do you wanna touch YEAH
Do you wanna touch me, there, where
Yeah, oh yeah, oh yeah



Baby, won't you please
Run your fingers through my hair


„Chcesz mnie, ciągle pragniesz, żebym tu była” zaczęła mówić, zjeżdżając dłonią z moich piersi coraz to niżej.

Don't it make you feel so fine
Right or wrong
Don't it turn you on


„Nie chcę”
„To pozbądź się mnie wreszcie”
„Nie mogę”
„Bo tak naprawdę nie chcesz. Zobacz, wcale nie jesteś związana.”


Na pozór ciasne więzy niespodziewanie okazały się być dość luźne, bym była w stanie wydostać spomiędzy nich ręce. Widząc to, aż zaparło mi dech w piersiach. Czyżbym cały czas poddawała się z własnej woli? Nie, to nie możliwe... Wcześniej były tak ciasne, że powoli mi drętwiały nadgarstki... W jednej chwili przypomniałam sobie, jak przejeżdżała dłońmi po moich rękach... Może wtedy je poluzowała? Zerknęłam z lekkim zdezorientowaniem, na znajdującą się u moich nóg. Wyraźnie czekała na coś, na moją decyzję?

„Do you wanna touch me? Maybe, do you wanna kill me? Możesz zrobić co chcesz.” Przesunęła wzrokiem po pościeli, aż natrafiła na zgrabny sztylecik, to było moje ostrze. Swoim spojrzeniem niewerbalnie przekazała mi, że muszę coś wybrać, że nie ma żadnej opcji pośrodku. Albo o niej zapomnę, albo będę żyć przeszłością.

Zabiłam...

Obudziłam się zrywając jak gdybym została wystrzelona z wielkiej procy. Czułam zimny pot, spływający po skórze, nieprzyjemne zimno. Unosząc się na łokciach, rozejrzałam się dookoła, lecz natrafiłam tylko na to, co wcześniej było mi dane widzieć przy wejściu do pokoju. Wyłączyłam energicznym ruchem ręki radio, z którego głośników dobywała się jedna z wielu piosenek Joan Jett i opadłam z powrotem na pomiętą pościel.
Co było dziwne, czułam się znacznie lepiej, nie tylko przez pokonanie zmęczenia, ale i psychicznie.

I'm already free.