Wyszukaj:

piątek, 6 lutego 2015

Więź (Teen Titans fanfiction ~ YURI/Raven x Starfire)

AutorkaUff, uff! Czas na fanfik! Tytanki - wio!


Raz za razem jej płuca wypełniały się rześkim powietrzem wczesnego ranka. Kolejny dzień dopiero miał swój początek. Słońce leniwie wznosiło się znad horyzontu. Wraz z nim stopniowo zaczynały wybudzać się wszystkie pozostałe istoty poza już śpiewającymi ptakami, które miały w zwyczaju pierwsze ogłaszać nadchodzący wschód. One jako jedyne swymi trelami, ledwie słyszalnymi z dachu T-Tower, mąciły zbawienną ciszę. Dźwięki natury nie należały jednak do tych, które przeszkadzały jej w medytacji, a nawet wręcz przeciwnie – uspokajały. Owa częściowa martwota otoczenia, samotność oraz ożywczy chłód sprawiały, że mogła ukoić nerwy, w pełni odprężyć i wyciszyć się przed doświadczeniami rozpoczynającego się dnia. Prędzej czy później przestrzeń marzeń sennych opuszczą także jej przyjaciele. I co by nie mówić o Jump City, nie kłamiąc przy tym, nie sposób było określić miasta jako oazę pozbawioną ciągle aktywnego, przestępczego światka. Bez umiejętności jasnowidzenia łatwo dało się przewidzieć, że i dzisiaj i nigdy nie znajdą wytchnienia, bo grono zbrodniarzy – starych i dobrze znanych, coraz nowszych, pospolitych, czy nieprzeciętnych – na to nie pozwalało. Znowu zadźwięczy zwiastujący kłopoty alarm, po czym, nie zwlekając, wyruszą do Jump City, aby powstrzymać zagrożenie.

Opanowanie i równowaga ducha Rae, jak każdego dnia, zostaną wystawione na próbę. Ciążące nad nią przeznaczenie, jej natura, nieustannie skłaniały ją do obrony muru spokoju, zza którego bezpiecznie udawało się jej używać swych umiejętności. Razem z przyjaciółmi walczyła ze złem, doskonale wiedząc, że naraża się na pęknięcia w tej osłonie, lecz była również świadoma, że izolacja okazałaby się jeszcze bardziej szkodliwa. Czy w walce z samą sobą, z ojcem, bez wsparcia, dałaby radę?
A tymczasem miała sposób na utrzymywanie wewnętrznego spokoju. Medytacja doskonale sprawdzała się jako środek wyciszający, wygładzający falującą powierzchnię emocji – zdradliwą, gdyby pozwoliła, aby wzburzyła się i zawładnęła jej umysłem. Takich poświęceń wymagały jej niebezpieczne moce i natura. Musiała zapomnieć o gwałtownych przeżyciach.

Raven przez powieki czuła niebo rozświetlające się coraz intensywniejszym światłem. Robiło się coraz później, jednak nadal była jedyną osobą spędzającą te chwile poza łóżkiem. Dopóki mogła, korzystała z nich. Unosiła się nad płaskim dachem Wieży Tytanów. Nie przeszkadzały jej nawet ciemne, fioletowe kosmyki zarzucane wiatrem na bladą twarz – nawet, gdy co jakiś czas otwierała delikatnie usta, aby wypowiedzieć swą mantrę.

– Azarath Metrion Zi... - Urwała, jednocześnie rozwierając powieki. Obok poczuła obecność, a w następnej chwili do jej uszu doszło powitanie.

– Cześć, Raven! - zawołała z serdecznym uśmiechem dziewczyna o płomiennych, długich włosach. I choć na jej twarzy widniały jeszcze ślady niedawnego rozbudzenia, już biła od niej energia. – Wcześnie wstałaś.

– Ja mam to w zwyczaju. To jedyna pora, kiedy Bestia stroi sobie żarty tylko w snach. – odrzekła Raven. – Ciebie również nie spodziewałam się o tej porze. – dodała. Przez kilka sekund uważnie przypatrywała się lewitującej Star, jakby owa czynność mogłaby dać jej odpowiedź na pytanie, czemu zawdzięcza pojawienie się drugiej tytanki o tak wczesnej godzinie.

– Mogę dołączyć?

Raven skinęła jedynie głową i uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. Ostatnio często miała w Gwiazdce towarzyszkę podczas medytacji, a jednak nie zdarzyło się jeszcze, aby stawała się nią rankiem. Nie znała przyczyny, która wybudziłaby dziewczynę o świtaniu i nie pozwoliła na szybkie, ponowne zaśnięcie, aż do nastania jakiejś ludzkiej godziny. Chociaż... może wyolbrzymiała sprawę? Rae zerknęła kątem oka na kompankę, po czym ostatecznie powróciła do swego zajęcia.
W przestrzeni na nowo rozbrzmiały słowa mantry, jednostajne „Azarath Metrion Zinthos”, które odtąd rozbrzmiewało siłą dwóch głosów. Szczęśliwie nic nie zepsuło tego czasu. Wydawało się, że przestępcy łaskawie postanowili nie wprowadzać swoich planów w życie skoro świt.

Ciemnowłosa kobieta cieszyła się towarzystwem Tamarianki, lecz w równym stopniu niepokoiły ją jej własne odczucia. Od czasów pamiętnej „zamiany” zbliżyły się do siebie. Ich przyjaźń pogłębiła się, z czasem zaczynały rozumieć się coraz lepiej i akceptować wzajemnie swe usposobienia. A jednak Raven miała wrażenie, jak gdyby między nimi coś wisiało – coś, co może wybitnie nie przeszkadzało, ale uwierało? Ciągnęło? Jej – tej, która tłumiła emocje niezwykle trudno przychodziło odnalezienie odpowiednich do opisu słów. Jeśliby przyszło jej spisać wszystkie doznania w jakimś dzienniku, określiłaby owo tajemnicze połączenie liną, mogącą skrócić się przy odrobinie inicjatywy. Coś w jej wnętrzu nieustannie nęciło, aby ów sznur pociągnąć, jakby po zamianie ciał, pozostała w niej cząstka ducha Gwiazdki, która zmieszała się z jej własnym. Owa cząstka podświadomie dążyła do jedności z nią i równocześnie z dawną właścicielką. Rosnąca potrzeba wzmocnienia więzi drążyła serce Rachel, rodziła obawy, a to z kolei wpływało na chwiejną równowagę.
Czy to efekt uboczny? – gdybyż tylko łatwiej było zanalizować uczucia! Bez szkody dla siebie, nie mogła się w nie zagłębić i poznać jak chciała. Jakkolwiek okazałoby się to trudne, musiała je zamknąć, zrzucić na krawędzie umysłu, aby przestać obawiać się swej demonicznej strony...

۞۞۞

Dziewczyna o ciemnofioletowych włosach siedziała na czarnej, obitej skórą sofie ustawionej naprzeciwko wielkiego ekranu. Pomiędzy trupio bladymi dłońmi trzymała kubek nagrzany ziołowym naparem, a jego intensywny zapach docierał do nozdrzy. Na kolanach spoczywała otwarta księga, którą czytała, przerywając ową czynność sączeniem aromatycznej cieczy. Nie zwracała uwagi na siedzących obok przyjaciół, Cyborga i Bestię, okupujących konsolę, jak to zwykle bywało. Starała się skupić na lekturze, ale efekty dźwiękowe bijące z głośników, a także dzikie okrzyki Victora oraz Garfielda odciągały jej uwagę od treści.

– Booya! – zawołał Blaszak, oznajmiając swoje kolejne zwycięstwo. Jak się obudzili, tak do tej pory grali w nową grę, a BB wydawał się nie być w formie i na wszystkie rozgrywki, nie przegrał zaledwie dwa razy.

– Cybuś, na pewno nie poprzestawiałeś mi czegoś w padzie? – zapytał podejrzliwie ciemnoskórego mężczyznę, którego większość ciała stanowiły mechaniczne części.

– Słaby jesteś w te klocki, kolego! – tymi słowy odpowiedział na zarzut. – Za dużo tofu wsuwasz, to ci osiągi maleją.

Bestia prychnął, znudziły mu się ciągłe przegrane. Gdy Cybuś włączał nową grę w innym trybie, on przechylił się w stronę zaczytanej, milczącej dziewczyny.

– A może ty, Raven, ze mną zagrasz? Na pewno poprawisz moje dzisiejsze statystyki. Dam ci na początku fory, co ty na to? – Kilkukrotnie unosił brwi w zachęcie.

Rae oderwała oczy od kartki, aby następnie obdarzyć Zielonego krytycznym spojrzeniem. Jak dla niej idealną rozrywką było czytanie, nie gierka, przy której tylko marnotrawiło się czas. Pod wpływem jej spojrzenia, wcale nie zaskoczony Bestia, zniechęciwszy się, wyprostował, po czym spojrzał na Tamariankę, która nie znalazłszy sobie innego zajęcia, obserwowała wirtualną walkę. Stała za oparciem sofy niedaleko Raven.

– A może ty, Gwiazdeczko? – zaproponował, dalej poszukując słabszej ofiary.

– Och, oczywiście! Z wielką przyjemnością spróbuję swych sił w tej dziwnej walce! - odpowiedziała z entuzjazmem złapana w zielone sidła.

Raven obróciła lekko głowę. Płomiennowłosa wpierała się o oparcie sofy znacznie bliżej niż wtedy, gdy ostatnim razem przerywała na chwilę lekturę. Ewidentnie zerkała jej przez ramię z powodu ciekawości pchającej do rzucania okiem na stronice księgi. Fakt ten wraz z donośnie brzmiącą zgodę na udział w rozgrywce wzburzyły na moment jej emocje, które wyzwoliły siłę chcącą rozładować się na książce. W ostatniej chwili opamiętała się. Dostrzegła tylko naderwaną stronę na kilka centymetrów, na co nikt nie zwrócił uwagi.

Gdy zielonooka wojowniczka wzniosła się w powietrze i przemieściła na kanapę, Raven zatrzaskiwała już swoją księgę. Wstała pospiesznie i bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia w jednej ręce przytrzymując kubek, w drugiej zaś czytadło.
Co to było? Co się z nią stało? Coraz częściej pojawiały się podobne wypadki!

Nie zdążyła nawet dotrzeć do przejścia, a jej przyjaciele na dobre zacząć wspólnie grać, gdy rozległ się alarm, a do sali wparował Robin z poważnym wyrazem twarzy, jakby wręcz wyczekiwał jakiejś akcji.

۞۞۞

– Raven jeszcze nie ma? – zapytał Robin, zatrzymawszy swój motor z piskiem opon. Przerzucił spojrzenie z jednego członka drużyny na kolejnego, ale zarówno w oczach Cyborga, Beast Boya, jak i Starfire ujrzał odbicie własnej niewiedzy.
Rozdzielenie się było konieczne. Przebywając jeszcze w T-Tower, wyświetlili szczegóły zgłoszenia, a na mapie ujrzeli aż pięć pulsujących punktów, które wskazywały w jakich częściach miasta pojawiło się zagrożenie.

– Nie dawała żadnego znaku życia. – odrzekł Victor.

Po zakończeniu akcji mieli spotkać się w umówionym miejscu lub w razie kłopotów nawiązać kontakt, żeby ktoś, kto skończył swoją część roboty, mógł przybyć na pomoc. Po prawdzie nie mieli wiele do zrobienia. Każdy z nich zastał istny chaos. Ludzie pierzchali ulicami, byle jak najszybciej oddalić się od niebezpieczeństwa. Wyznaczone przez mapę punkty pochłaniał ogień, a bezład sprawił, że z trudem odnaleźli przestępców próbujących ukryć się w ciemnych szczelinach między budynkami, które cudem zdołały przetrwać destrukcję nie zaznając niszczycielskich płomieni.
Co było dosyć niepokojące, lider i jego towarzysze stanęli naprzeciw osobom dosyć... niespełna rozumu, a niewielka moc, którą się bronili, szybko zanikła zupełnie, jakby jej zapas wyczerpał się podczas ataku na różne części miasta. Łatwo przyszło im unieszkodliwić bełkoczących napastników o oczy emanujących szaleństwem.

– Jeżeli też miała do czynienia z takim psycholem, to nie powinna mieć problemów z załatwieniem go na cacy. – zauważył Bestia.

– Też tak sądzę, ale ruszajmy. Nie ma co zwlekać, może napotkała kogoś innego? – odparł Robin poważniejszy niż chwilę temu. Jakże pragnął móc przewidzieć taki obrót spraw. Zagryzł lekko wargę. Za szaleńcami musiała stać inna osoba, rozumna, przewodząca im. Szczerze wątpił, żeby w kondycji, w której ich ujrzeli, mogliby zorganizować się i zaatakować pięć różnych miejsc w tym samym czasie... Ktoś ich wysłał i obdarował potężnymi, lecz krótkotrwałymi zdolnościami.

– Mam nadzieję, że Raven nic się nie stało. – Gwiazdka powiedziała, lecąc już nad jadącymi ulicą członkami drużyny.

Wkrótce dotarli do celu, zastając taką samą scenerią jaką przyszło im obserwować we wszystkich wyznaczonych punktach, ale po dziewczynie w granatowej opończy nie pozostał żaden ślad. Z dala słyszeli nadjeżdżające służby, mające za zadanie pozbyć się ognia, który częściowo został ugaszony przez hydranty odblokowane zapewne mocą Raven. Widocznie nie zdążyła ukończyć swojego dzieła.
Komunikator Rae nie odpowiadał, nie udało się im także wyśledzić jego sygnału, jakby ich przyjaciółka wyparowała. Czworo Tytanów przeszukało zniszczoną okolicę, ale nie znaleźli fioletowowłosej kompanki. Natomiast w trakcie przeczesywania terenu znaleźli mężczyznę z głową roztrzaskaną o ścianę budynku. Leżał, biedak zapewne nieszczęśliwie się potknął. Miał osmalone ręce tak, jak już ujęci szaleńcy. Tylko gdzie podziewała się Raven? Kto ją porwał?

۞۞۞

„Gdzie jestem?” pomyślała. Czuła się otumaniona i wykończona. Było chłodno i ciemno. Jej oczy były zamknięte, zmusiła się jednak do rozwarcia powiek, w co włożyła wiele wysiłku, jak gdyby te stały się ołowiane. Zamrugała kilkukrotnie, nadal było ciemno, ale z góry przyświecał jej jasny, niepełny księżyc po pierwszej kwadrze. Leżąc, rozejrzała się na boki. Wokół, w niewielkim oddaleniu, znajdowały się drzewa. Nie wiedziała co właściwie tutaj robi, w dodatku w nocy. Przez chwilę nie potrafiła nawet przypomnieć sobie ostatnich wydarzeń, przy czym zdezorientowała przyglądała się konarom. Usiadła i naraz wszystko do niej wróciło.

Akcja na mieście. Musieli się rozdzielić. Zastała istne piekło. Wszędzie ogień, który częściowo ugasiła, odblokowując mocą okoliczne hydranty oraz kierując wystrzeliwujące z nich strumienie wody na płonące budynki. Wpierw nie zauważyła mężczyzny, który spożytkował swoje moce w destrukcyjny sposób. Zaglądała do ocalałych budynków i w zaułki. To w jednym z nich dostrzegła przestępcę. Zdawał się mówić sam do siebie. W następnej chwili musiała szybko wznieść ścianę czarnej energii przed sobą, aby zablokować lecącą wprost na nią kulę ognia. Ale nie fakt starcia ze złoczyńcą doprowadził ją na to odludzie. Tuż za plecami mężczyzny dostrzegła wysoki cień, wyraźny zarys, który wypełniała nieskażona najdrobniejszym promieniem czerń – najciemniejsza jaką kiedykolwiek widziały jej oczy. Stał nieruchomo, czuła na sobie jego wzrok, choć nie widziała żadnych oczu, niczego poza przeciwnikiem i granicą mroku zaułka z czernią człekokształtnej, smukłej postaci.

Pamiętała, że ów widok wywołał w niej niewytłumaczalny lęk. Uwolniła swoją moc, lecz ta wymknęła się spod kontroli. Jej ruch był gwałtowniejszy od tego, jaki chciała uczynić. Mężczyzna odskoczył w bok, ale zbyt blisko siebie miał ścianę, a ciemna energia wzmocniła siłę uderzenia przestępcy o twardą powierzchnię budynku. Nie wiedziała, czy przeżył upadek, czy nie. Nie zastanawiała się wtedy nad tą sprawą, a o sunącym do przodu cieniu, który skłonił ją do bezmyślnej ucieczki, gdziekolwiek...
Przerażenie zaprowadziło Raven do lasu i tutaj straciła świadomość, budząc się w środku nocy. Tkwiła przez cały ten czas na chłodnej ziemi. Do teraz. Wstała. Otaczała ją cisza i monotonny krajobraz mętnie rozświetlany przez jasną tarczę księżyca. Odleciała naprawdę daleko od płonącego punktu, którym miała się zająć. Przyjaciele na pewno jej szukają. Jak mogła tak zniknąć? W jaki sposób emocje wzięły górę nad opanowaniem?

– Dziwne, nieprawdaż?

Rachel usłyszała za sobą głos. Za sobą? Nie, dochodził jakby z jej własnej głowy. Odwróciła się natychmiast, a potem cofnęła do jednego z konarów. Strach ponownie zagościł w jej umyśle. Czuła, jak paraliżuje częściowo jej mięśnie.

– Więc mnie widzisz? – Nieprzenikniony cień odezwał się, lecz po raz kolejny słowa wydawały się Rae dziwne, jakby je rozumiała, a jednocześnie ich nie pojmowała i ku rosnącej zgrozie, te wkradały głęboko w jej ciało. Tak samo jak w mieście, nie widziała oczu, jednak miała wrażenie, iż wzrok czarnej postaci błądzi po niej, przeszywa na wylot; nie dostrzegała także ust, ale odczuwała nikły uśmiech.

– Cz-czym jesteś? – Głos Raven drżał, a moc próbowała się oswobodzić. Powstrzymywała ją dopóki, dopóty mogła, ale ostatecznie powaliła najbliższe drzewa, w ogóle nie oddziałując na stojący naprzeciw niej cień. Nie mogła dłużej zostać w tym miejscu, w towarzystwie tej istoty! Nie uzyskała odpowiedzi, ale nie miała najmniejszego zamiaru się jej domagać. Wzbiła się w powietrze i wystrzeliła się w otwartą przestrzeń nad koronami drzew. Nie odwracała się. Uciekała, ale dosłyszała: „Znajdę cię, gdziekolwiek się nie udasz...”.

۞۞۞

Pokój Raven był mroczny jak sama jego właścicielka. Dominowała w nim ponura atmosfera doprawiona dziwnym, jak na gust Starfire, wystrojem. Zakradła się do niego bez wiedzy pozostałych. Robin na pewno odwiódłby ją od tego pomysłu. Rae nie lubiła, gdy ktoś dobijał się do jej samotni, a tym bardziej wchodził do środka podczas jej nieobecności.
Tamarianka starła pot z czoła, zamknąwszy za sobą drzwi. Lewitując, ruszyła w głąb pokoju, rzucając spojrzenia na niepokojące przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu. Martwiła się o przyjaciółkę, nie mogła zasnąć, chociaż powinna, aby być wypoczętą na zmianę z Robinem i Bestią, którzy nadal poszukiwali zaginionej Raven..

– Niech ją odnajdą... – mruknęła sama do siebie, opadając na łoże Rae. Położyła się na nim i wpatrzyła w sufit. Jeszcze nigdy tak intensywnie nie przeżywała rozłąki z kimkolwiek, a przyczyna leżała w więzi powstałej po zamianie ciał z przyjaciółką. A przynajmniej ona taką czuła, nie wiedziała jednak, czy Raven ma podobnie. Będąc zawsze świadomą bliskości przyjaciółki, że znajduje się w pobliżu, nie zaznała do ostatnich godzin tego charakterystycznego ukłucia niepokoju. Fioletowłosa dziewczyna mogła w tym samym momencie, kiedy ona tu sobie leżała, przeżywać katusze z rąk nieznanego wroga, a Gwiazdce myśl owa zadawała ból przekłuwający serce.

Zamknęła oczy, a gdy otworzyła poczuła znajomą obecność. Podniosła się do pozycji siedzącej i zauważyła Raven przelatującą w czerni przez okno, aby następnie wylądować na podłodze.

– Gwiazdeczko? Co ty tutaj robisz? – zapytała.

Nie wyglądała dobrze. Włosy dziewczyny potargały impulsywne manewry, a z twarzy nie zszedł strach. Całe jej ciało zdradzało jakieś gwałtowne przeżycie i nie umknęło to uwadze Starfire, która natychmiast wstała z łóżka.

– Ja... przepraszam... Martwiłam się o ciebie! Gdzie byłaś? Co się z tobą stało? Ktoś cię porwał? Potrzebowałaś pomocy? Czemu się z nami nie skontaktowałaś? Wszyscy cię szukaliśmy. Wiesz, że Robin i Bestia nadal przewracają Jump City do góry nogami? - Gwiazdka podleciała do przyjaciółki z falą pytań, które wypowiadała na jednym oddechu, aż w końcu dotarła do ostatniego. – Nic ci nie jest, Rae?

Fioletowłosa dziewczyna w odpowiedzi pokręciła głową. I tylko tyle. Opuściły ją wszystkie siły. Zmęczonej młodej tytance nie chciało się prowadzić długiej konwersacji. Zbyt dużo się dzisiaj wydarzyło, poza tym nadal obawiała się swoich mocy, które potrafiły wybuchnąć nie tylko z powodu tajemniczej postaci – a tej nie potrafiła przestać się bać, chociaż nie odniosła żadnych obrażeń z jej strony – ale również sama obecność przyjaciółki zaburzała wypracowaną równowagę.

– Nie powinno cię tu być. Chcę być sama, jestem wykończona. – odparła obojętnym tonem, po czym skierowała się prosto do łóżka.

– Ale Rae... – Star zacisnęła wargi w wąską linię, łapiąc dziewczynę za rękę. Tamarianka poczuła jak drży. Musiało się coś stać, coś poważnego, o czym Raven nie chciała mówić. Pragnęła się dowiedzieć, ale była świadoma tego, że jeśli Rachel nie chce czegoś zdradzić, to bez względu na wszystko o tym nie powie. – ...wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Bałam się o ciebie.

– Gwiazdko, puść mnie. – powiedziała. Nie widząc zaś efektu, wyrwała przedramię z uścisku silnym ruchem. W tym samym czasie usłyszała, jak szkło lustra pękło i opadło roztrzaskując się na znacznie drobniejsze kawałki. – Wyjdź, muszę pobyć sama. – Szybko wznowiła krok i w sekundę znalazła się na łóżku. Siedząc, założyła na głowę kaptur, którym nie przejmowała się podczas ucieczki.

Przestraszona Star, spoglądała to na lustro, to na Raven. W końcu straciła z oczu pobladłą twarz towarzyszki, gdyż ta skryła się w cieniu rzucanym przez granatowy materiał. Pamiętając, że jakiś czas temu, przy podobnych atakach, Rae także chciała pobyć sama, Dick musiał ją powstrzymywać przed zajrzeniem do pokoju przyjaciółki, twierdząc, że nie powinni jej przeszkadzać. Problem rozwiązał się wtedy, może i teraz powinna dać Raven chwilę wytchnienia? Już z własnej woli? Podjęła decyzję. Ruszyła w stronę drzwi, pokonując drogę na własnych nogach. Nieszczególnie miała ochotę na latanie, była pewna, że nastrój nie pozwoli jej na swobodny, beztroski lot.

Raven tymczasem nie patrzała na odchodzącą przyjaciółkę, a gdzieś w przestrzeń. W pewnym momencie kątem oka dostrzegła Cień. Powędrowała ciemnofioletowymi tęczówkami do kąta pokoju, gdzie ujrzała ten sam zarys wypełniony przerażającą ciemnością, co w zaułku i lesie. Nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego widok ów ją prześladował. Nie, nie chciała zostać sama. Nie, gdy To stało o parę kroków dalej.

– Gwiazdko... Widziałaś coś dziwnego? – zapytała, odwracając twarz w kierunku rudowłosej dziewczyny.

Star zatrzymała się i obróciła, lecz nie dostrzegła stojącego w kącie kształtu. Odpowiedziała ze zdziwionym tonem głosu.

– Hm? Gdzie?

Raven domyśliła się już, że Tamarianka nie ma możliwości ujrzenia zjawy, więc postanowiła nie wchodzić w szczegóły.

– Podczas akcji na mieście.

– Masz na myśli to, że wszyscy napastnicy byli chorzy umysłowo? – zapytała, wracając do łóżka rozmówczyni, dostrzegłszy w pytaniu Raven sugestię, aby jednak nie wychodziła z pokoju. Od razu zrobiło się jej lepiej z myślą, że nie będzie musiała martwić się o przyjaciółkę ze swojego zakątka.

A jednak sprawa nie rysowała się najlepiej. Tytanom znany był już fakt, że pięciu ludzi, którzy zaatakowali Jump City to pacjenci kliniki psychiatrycznej. Byli pod ścisłą kontrolą i ubezwłasnowolnieni. Zgodnie z kartoteką prowadzoną przez lekarzy od dłuższego czasu nie stanowili zagrożenia. Leczenie przynosiło skutki. Dosyć nieoczekiwanie cała piątka przestała uczęszczać na spotkania w wyznaczonych terminach. Miało to miejsce Tydzień temu i od tego czasu nie widziano ich ani w lecznicy, ani w ich własnych domach. Natomiast, kiedy tego dnia ich grupa znalazła oraz unieszkodliwiła nieszczęsnych pacjentów, ci – poza jednym, który w ciężkim stanie trafił do szpitala i pozostał w stanie śpiączki – zostali zatrzymani na całodobowej obserwacji.

– Czyli mieliście to samo?

Starfire kiwnęła głową na potwierdzenie, siadając w następnej chwili na łóżku. Miała nadzieję, że Rachel nie zmieniła zdania co do nieopuszczania pokoju. A przynajmniej wydawało się Gwiazdce, że w swoim rozpoczęciu rozmowy, właśnie przekazała jej, aby została razem z nią.

– A co się z tobą działo?

– Poszłam się przejść. Chciałam być sama. – odpowiedziała wymijająco. – Jestem naprawdę zmęczona, jutro wszystko opowiem. Ale... Mogłabyś zostać? Rano razem wstaniemy trochę pomedytować. – Starała się, aby wypowiadane słowa brzmiały neutralnie. Z jednej strony przed oczami ciągle majaczyła jej człekokształtna dziura w przestrzeni, a z drugiej poczucie więzi.

– No jasne! – Ucieszona Tamarianka wydała z siebie entuzjastyczną odpowiedź, jakby zupełnie zapomniała o poprzednim potraktowaniu. – Tylko musimy powiedzieć Robinowi i Bestii, że już wróciłaś. – powiedziawszy to, wzięła swój komunikator, aby następnie skontaktować się z przyjaciółmi z dobrą wiadomością, że Raven wróciła cała i zdrowa, ale wykończona.

۞۞۞

Zielonooka superbohaterka podniosła głowę znad poduszki już o świtaniu, kiedy pierwsze promienie słońca zajrzały przez okno. Obok siebie nie wyczuwała ciepła drugiej osoby. Rae wstała wcześniej i już medytowała na dachu T-Tower. Podniosła się do pozycji pół siedzącej. Rozespana rozejrzała się wokół, po czym przetarła oczy i zwlekła się z łóżka. Przyjemnie było śnić, mając u boku bliską osobę. Gwiazdka przez noc zapomniała o trudach i nastrojach poprzedniego dnia. Wzięła głęboki wdech i przeciągnęła się, budząc w ten sposób zaspane mięśnie.
Na głowie palcami znalazła rozczochrane gniazdo z włosów. Musiała jakoś się uporządkować, ale ujrzała drobne kawałki lustra na podłodze. Zaczęła więc zaglądać w różne zakamarki, aż znalazła wciśnięte w trudno dostępne miejsce lusterko, stylem odpowiadające całemu otoczeniu i zaczęła przeczesywać palcami rude włosy... ...do czasu, aż nie zaczęło jej wchłaniać.

۞۞۞

Starfire rozejrzała się dookoła. Znalazła się w pustej, mrocznej przestrzeni z fragmentem wysuszonej, ziemistej platformy w niej wiszącej.

– Halo? – zawołała, jednak usłyszała tylko echo własnego głosu. Złączyła przed sobą dłonie i postąpiła parę kroków przed siebie. Poza tym jednym skrawkiem podłoża, otaczała ją upiorna pustka. Zadrżała. Stanąwszy przy krawędzi, momentalnie pożałowała, że szperała w rzeczach Raven. Przecież mogła iść do łazienki albo własnego pokoju! Doprowadzenie się do porządku potrwałoby niewiele dłużej, a ona nie znalazłaby się w świecie nicości. Chyba poczuła się zbyt pewnie po tym, jak Rachel pozwoliła jej zostać na noc. Tamarianka objęła się rękoma i przykucnęła, kierując zielone oczy w dół, w ten sam bezkres, który mogła obserwować dookoła, w każdym możliwym kierunku.
Przytłaczało ją to miejsce, a nie miała pojęcia jak się z niego wydostać. Lusterko, które znalazła musiało być przeklęte, skoro wciągnęło ją w taką przestrzeń. Bała się, że stąd nie wyjdzie, ale gdy tylko o tym pomyślała – wtem wykształciła się wąska i kręta, kamienna ścieżka mająca swój początek tuż pod jej stopami. Zdziwiona, przechyliła się do tyłu, upadając na pośladki.

– Jest tu ktoś? – odezwała się po raz drugi, lecz i w tym przypadku odpowiedziało o kilka tonów cichsze echo.

Obejrzała się na chwilę przez ramię, nic jednak nie uległo zmianie, a przed nią majaczyła droga. Nie pozostało jej nic innego jak ruszyć szlakiem donikąd. Jego koniec zanikał gdzieś w dali, w tajemniczym przejściu. Poczyniła więc pierwszy krok – nic się nie stało, dlatego nie wahała się już więcej i zaczęła pokonywać kolejne metry ścieżki.
Do jej uszu dochodziły odgłosy kruszenia się suchej ziemi i był to jedyny dźwięk, jaki słyszała, nie licząc oczywiście oddechu, zbyt głośnego w dojmującej ciszy. Ów stan trwał przez dłuższy czas, jednakże w pewnym momencie obok coś przeleciało. Starfire wzniosła się nad ścieżkę i uaktywniła swoją moc wokół rąk, gotowa strzelić zielonymi promieniami, gdyby zaszła taka potrzeba. Przed nią wylądował mała, podobna do kruka, istota o czerwonych oczach. Zaraz zjawiło się ich więcej, blokując jej przejście.

– Zawróć... zawróć... zawróć! – Rozbrzmiało słowo wychodzące z kilkunastu dziobów równocześnie. Kiedy już zaczęły, ich trele nie miały końca. Nie ucichły nawet wtedy, gdy Gwiazdka przeleciała nad niewinnie wyglądającymi kruczkami i popędziła dalej. Nie miała gdzie wracać. Myśl, że mogłaby zostać w mrocznej przestrzeni, przyspieszała jej lot w kierunku przejścia. Wolałaby też nie wpaść w szpony ptaszysk, które właśnie zaczęły ją gonić.

Krzyknęła. Kruki o zmienionym obliczu doganiały Tamariankę, a w niedługim czasie otoczyły ją i uniemożliwiły jej dalszą ucieczkę. Starała się odgonić je zielonymi wiązkami wystrzeliwanymi z dłoni, ale dało to mierny efekt. Czarna, pierzasta chmura dziobała ją, drapała i uderzała piórami. Kosmitka opadła na ziemię, a mimo to chmara kruków o czerwonych ślepiach nie odstępowała jej na krok, krążąc nad nią i wokół niej. Star miała właśnie skulić się w swej bezsilności, ale w palcach poczuła coś podłużnego i gładkiego. Dmuchnęła, aby oddalić od siebie spadające, czarne pióra i ujrzała czerwoną wstęgę. Pierzaste stworzenia uciekły tak nagle, jak się pojawiły.
„Nie, to ja uciekam!” pomyślała, zerkając do tyłu. Trzymała mocno czerwoną wstęgę, która ciągnęła ją prosto do wrót, a gdy tylko przez nie przeleciała, sceneria zniknęła. Pozostały wrota, a ona sama znalazła się w zamkniętym, kamiennym pomieszczeniu. Na jego końcu znajdowały się ciężkie, ozdobne wrota z tego samego surowca. Przez cała długość wnętrza rozstawione zostały grube kolumny podtrzymywane przez zakapturzone postacie. Pomyślała, że ich płaszcze przypominają te, które nosiła Raven.

– Może to jej dom? – zapytała samą siebie. – Raven? Jesteś tutaj?

Starfire rozczarowała się kolejnym brakiem odzewu. Rozejrzała się za czerwoną wstęgą, ale jej nie odnalazła. Wznowiła więc wędrówkę na własnych nogach, ostrożnie stąpając po podłodze. Nasłuchiwała w obawie, że agresywne kruki w jakiś sposób dostaną się do pomieszczenia jej śladem, ale na szczęście więcej ich nie zobaczyła.

۞۞۞

Raven wróciła do swojego pokoju, zastanawiając się, dlaczego Gwiazdka nie towarzyszyła jej podczas medytacji. Obudziwszy się, zastała za oknem szarość i ku wielkiej uldze niepokojąca postać nie wystawiła jej równowagi na próbę. Nieco już uspokojona wstała i nie budząc przyjaciółki, udała się na dach. Sądziła, że Tamarianka dołączy do niej nieco później, ale nie zjawiła się wcale. Nie przerwała jednak swojego zajęcia i zeszła do swego pokoju dopiero po wyciszeniu się i oczyszczeniu z wydarzeń fatalnego dnia.
Rae udała się najpierw do wspólnych pomieszczeń. Nikt jeszcze dzisiaj nie zaznał entuzjazmu zielonookiej superbohaterki. Domyślając się, że może jeszcze spać, wkroczyła do zacienionego pomieszczenia, aczkolwiek po Gwiazdce została zaledwie wymięta pościel. Nie zauważyła leżącego na podłodze w cieniu szafki zwierciadła, gdyż jej uwagę przykuła nieprzenikniona ciemność o człowieczych zarysach. Odruchowo cofnęła się o krok i przywarła plecami do ściany.

– To znowu ty! Dlaczego mnie prześladujesz? – Raven przyszło na myśl, że może zwariowała, ma przewidzenia powodowane wzburzeniem.

– Nie sądzę, chociaż blisko ci do szaleństwa.

Odpowiedź tak samo jak wczoraj rozbrzmiewała dziwnie w jej głowie i nie potrafiła się wyzwolić od tych dźwięków. A ponadto dowiedziała się, że cień zna jej myśli.

– Czego ode mnie chcesz? Gdzie jest Star!? – Rachel obrzuciła Cień pytaniami, podejrzewając, że istota może mieć coś wspólnego ze zniknięciem przyjaciółki. Enigmatyczny strach paraliżował każdy jej mięsień. Nie ruszyła się spod ściany choćby o centymetr.

– Czegóż mogę chcieć, jak nie przysługi? A raczej odwdzięczenia się za przestanie, jak to określasz, prześladowania cię.

Blada tytanka odniosła wrażenie, że cień posyła jej zagadkowy półuśmieszek, ale wcale go nie widziała w głębokiej czerni.

– A twoja... przyjaciółka... powinnaś sama najlepiej wiedzieć gdzie teraz się znajduje. - Cień dokończył i rozpłynął się w mgnieniu oka.

Wydychając powoli powietrze, zsunęła się po ścianie. Silny niepokój znikł razem ze zjawą. „O jaką przysługę chodziło?” pomyślała, ale szybko przestała się zastanawiać nad tą kwestią.

۞۞۞

– Nie zbliżaj się do wrót. Źle się to skończy

Starfire usłyszała znajomy głos i odwróciła się w kierunku z którego dochodził. Ktoś stał za jedną z ostatnich kolumn, ale w cieniu nie była w stanie dostrzec szczegółów.

– Kto tam jest? – zawołała. – Raven, to ty?

Coś szarego sunęło w mroku, jak gdyby chciało się oddalić. Gwiazdka nie mogła przepuścić okazji porozmawiania z kimś, od... zdawało się, że wieków. Cisza przerastała ją, chyba wolałaby już kraczące, agresywne kruki od otoczenia bez jakichkolwiek innych dźwięków poza krokami, oddechem i biciem serca. Wzniosła się więc i ruszyła za sunącą za kolumnami postacią.

– Zaczekaj! Co to za miejsce?

– Zatrzymaj się i proszę, nie idź dalej. – Ponownie odezwała się postać z szarym płaszczem. W jej głosie słyszała niepokój.

– Muszę się stąd wydostać, Raven! Pomóż mi! – Zawołała władczo, ścigając przyjaciółkę w innym kolorze płaszcza.

Szara dziewczyna zatrzymała się i drgnęła, ale nadal lewitowała kilkanaście centymetrów nad kamienną podłogą.

– Ale... nie powinnaś tam wchodzić. Może nawet przestaniesz mnie... lubić.

– Daj spokój! – Tamarianka zbliżyła się do nieruchomej postaci. – Dlaczego miałoby się coś stać? Czemu miałabym przestać cię lubić? – zapytała. – Pomóż mi, muszę się przedostać dalej. Chyba nie chcesz, żebym została tu na zawsze?

– Och, sama nie wiem... sama nie wiem...

– Raven, co z tobą? Opamiętaj się i proszę, pomóż nam przedostać się przez te ciężkie wrota!

– No dobrze, ale już nie krzycz...

Przekonana, czy raczej zastraszona szara Raven wznowiła swój lot, a gdy znalazła się przy bramie, wykonała na niej parę ruchów dłonią. Masywne wrota zaczęły się rozwierać i przepuszczać wciągające do środka potężne powiewy wiatru, które stały się wkrótce tak silne, że porwały Gwiazdkę w głąb bramy.
Wirowała długo, czując mdłości, aż wreszcie uderzyła o twarde podłoże innej sali. Jęknęła cicho, masując obolałe miejsca i otworzyła oczy. Kręciło jej się w głowie, ale kiedy wszystko wróciło do normy, rozejrzała się uważnie. Raven nie było już przy niej. Wstała chwiejnie i dopiero wtedy zwróciła uwagę na majaczący cień za monotonnie szarą, jak całe pomieszczenie, zasłoną.
Podeszła do niej i rozsunęła jedną ręką, drugą zaś trzymając w pogotowiu, aby móc strzelić promieniem, gdyby znalazła kolejnego wroga. Odsunęła materiał, a zielona energia wokół ręki zniknęła.

– Raven? Co tutaj robisz? Kto cię uwięził? – Kosmitka podeszła bliżej do zakutej w łańcuchy dziewczyny, tym razem w czerwonym, poprzecinanym złotem płaszczu, co również zdziwiło ją na tyle, że z uniesionymi wysoko brwiami zapytała: – Dlaczego znowu się przebrałaś?

– Uwolnij mnie, Gwiazdeczko.

۞۞۞

Rae objęła się rękoma, zatrzymawszy się niedaleko kąta, w którym ujrzała cienistą postać. Ów fragment pokoju nie wyróżniał się niczym na tle całego pomieszczenia. Nie uległ również zmianom. Wyglądał jak najzwyklejszy kąt pokoju, jakby istota, która ją prześladowała nigdy nie istniała. „Na pewno ją widziałam.” myślała fioletowowłosa dziewczyna, a chociaż głęboka czerń znikła z tego miejsca, czuła na sobie jej spojrzenie. To akurat mogła sobie uroić, a jednak czuła się obserwowana na każdym roku. Oparła dłoń o ścianę, jak gdyby wbrew rozsądkowi chciała przywołać zjawę, żeby wyjawiła jej więcej informacji o nieobecności przyjaciółki. Oplotła mocą świecznik i rzuciła nim w niczemu winny kąt pokoju. „Przyjaciółki...?” Pamiętała jaki ton przybrał głos tajemniczej istoty, gdy wypowiadała to słowo w swej ostatniej kwestii. Zagryzła lekko wargę i ogarnęła swoją samotnię spojrzeniem. Westchnęła przeciągle.

– Star, gdzie jesteś? – zapytywała samą siebie, aż niespodziewanie przyszła odpowiedź.

Naraz ciało Raven z prędkością błyskawicy ogarnęła niemoc, a potem przyjemność, kumulująca się gdzieś w podbrzuszu. Padła na kolana z delikatnymi wypiekami na twarzy i roziskrzonymi oczyma. W tym zaś momencie ujrzała spoczywające na podłodze lusterko.

– Nie...

۞۞۞

– Tak, już wszystko w porządku. Nawet lepiej niż w porządku. Dziękuję...

Metalowe, ciężkie łańcuchy opadły z łoskotem na podłoże komnaty pozbawionej okien i drzwi, które zniknęły, kiedy Gwiazdka przez nie przeszła.

– Nie ma za co! – Obdarzyła szerokim uśmiechem i zbyt silnym uściskiem ramion przyjaciółkę, która odziała się w zupełnie inną opończę. – Teraz powinnyśmy się stąd wydostać i wrócić do T-Tower. Robin, Cyborg i Bestia pewnie czekają na twoje wyjaśnienia.

– Stąd nie ma wyjścia. – Raven spoglądała na Gwiazdkę spod czerwono-złotego kaptura z przygnębieniem. Tamarianka pozostawała w niewiedzy, że rozmawia tylko z nią, stanowiącą jedynie ułamek całej Rachel Roth, która zamknęła ją w odosobnieniu na krawędzi własnego umysłu. – A przynajmniej ja wypuścić cię nie mogę. Nie potrafię. – dodała, znając swe beznadziejne położenie. Pomyślała, że z drugiej jednak strony może powinna wykorzystać sprzyjającą sytuację, aby całkowicie się uwolnić?

– Nie pojmuję. Musimy wrócić do Jump City. – wyszeptała rudowłosa dziewczyna, wtulając twarz w płaszcz Raven.

Czerwonozłota część Rachel uśmiechnęła się, a w oczach ujawnił się na krótko błysk. To była idealna szansa i jakże kusząca... Wyswobodziła ręce spod materiału i otoczyła nimi zielonooką wojowniczkę, splatając następnie palce w jej długich włosach.

– Nic na to nie poradzę, Gwiazdko. – rzekła, po czym zamilkła na chwilę. – Muszę ci o czymś powiedzieć. – W dalszym ciągu bawiła się włosami młodej tytanki, zastanawiając się, jak ubrać to wszystko w słowa, zanim spotkanie zostanie przerwane, bo z pewnością za jakiś czas straci szansę na oswobodzenie się z kamiennej przestrzeni. Winna być nieodłączną częścią, a tymczasem odgrodzono ją, odepchnięto.

Starfire odsunęła lekko buzię od czerwonozłotej szaty i zerknęła na towarzyszkę niedoli w dalszym ciągu nie rozumiejąc swego położenia, za to przeczuwała, co Raven miała na myśli, mianowicie coś, co sama czuła odkąd zamieniły się ciałami i zaczęły coraz lepiej nawzajem się rozumieć. Zrodzona przez przypadkową interwencję przestępcy więź nie dawała jej spokoju, będąc niepotwierdzonym uczuciem, które pchało jej osobę tylko w jedną stronę – do zmniejszeniu dystansu. Tak jak teraz, gdy w świecie bez wyjścia trzymały się w ramionach nie w sile przyjaźni, a jak superbohaterka miała wrażenie, w czymś intensywniejszym, na równi z... miłością.

– Jak jest z tobą, Gwiazdko, nie mogę wiedzieć i to mnie najbardziej martwi. – przygryzła lekko wargę i cofnęła się. – Więź... ja ją czuję. Zapewne posądziłabyś mnie o brak podobnych uczuć. Wiem, że t a więź istnieje, choć starałam się ją odrzucić dla bezpieczeństwa, ale nijak nie mogę w tych okolicznościach zatrzymać tej wiedzy dla siebie.

– Raven, ja rozumiem. – Tamarianka poruszyła się śladem towarzyszki, ponownie zaplatając ręce wokół ciepłego ciała fioletowowłosej dziewczyny. Przymknęła oczy, ogarnięta lekkością, jakby właśnie z pleców zrzuciła wór z kamieniami. Jakże pragnęła tej bliskości. Chciała powiedzieć „Kocham”, „Na to czekałam” – na uwolnienie uczuć, ale kiełkujące w gardle słowa przerwała wypowiedź Rae

– Gwiazdeczko? Mogę coś zrobić? – Miłosna Raven ujęła subtelnie złotawą twarz w dłonie. Instynktownie przeczuwała zbliżającą się Całość, która zapewne bez jej pomocy nie uczyniłaby tego, co właśnie chciała wprowadzić w życie.

– Gwiazdeczko! Nie!!!

Od ścian pomieszczenia odbiło się donośne zawołanie, ale było już za późno. Czerwonozłoty płaszcz otulił opiekuńczo Tamariankę, w pocałunku splatającą wargi z inną osobowością Raven, której pełna Rachel Roth nie dopuszczała do siebie, a od tego momentu została przyłączona do wszystkich innych.

Raven scaliła się z dziewczyną o czerwonozłotym płaszczu, wstępując na jej miejsce, lecz błogie uczucie, którego doznała, nie dało jej oderwać się od skąpo ubranego ciała kosmitki... na długo.

۞۞۞

Rae uchyliła powieki. Przed nią majaczyła jednokolorowa powierzchnia sufitu jej samotni. Drażnił ją delikatny chłód, roztaczający się wokół rozgrzanego od środka ciała. Nie potrafiła określić kiedy dokładnie przeniosła się wraz z Gwiazdką z umysłu do własnego pokoju. Nie zwróciła uwagi na powrót do rzeczywistego świata, była zajęta czymś zupełnie innym...
Zasłoniła twarz dłońmi, poczuwszy jak na policzki wkradł się blady róż. Westchnęła i przewróciła się na bok. Tym razem przed ciemnofioletowymi oczyma pojawiły się plecy Starfire – dodatku nagie plecy. Sama Raven pod tym względem nie różniła się od towarzyszki.

Przywarła od tyłu do ciała śpiącej Tamarianki, a znad jej ramienia zaobserwowała zatrważający widok. Pokój był cały zdemolowany: wszelkie przedmioty porozrzucane, a nawet uszkodzone stały nie na swoich ustalonych pozycjach. Co większe okruchy rozbitego lustra sterczały wbite w naprzeciwległą ścianę. Zaś podłogę przyozdabiały nie tylko rozrzucone ubrania, ale wyrwane z zawiasów drzwi szafy, wyrzucone ze swoich dotychczasowych miejsc szuflady oraz księgi i zwoje kryjące tajemną wiedzę. Ich nogi owijała pościel w strzępach. A poza tym podejrzewała, że coś wyleciało przez okno, gdyż zasunięte firany falowały pod wpływem wiatru. Stąd wziął się chłód. Raven ogarnęła prawdziwa zgroza, która pogłębiła się, gdy po objęciu dziewczyny poczuła zakrzepłą krew pochodzącą z powierzchownych ran znajdujących się na brzuchu kosmitki. Zagryzła wargę do bólu. Była niebezpieczna. Zbyt nieobliczalne moce wzięły górę, a ona nic z tego sobie nie przypominała poza tym, co działo się najbliżej.

Jaką osobą okazałaby się, gdyby pozwoliła sobie narażać jedyną osobę, której pozwoliła wejść do serca?

– Gwiazdeczko... Obudź się. – szepnęła, chwytając ją za ramię i przewracając z boku na plecy. Błądziła oczyma po rozespanej twarzy Starfire, którą otaczały rude, poplątane włosy. Zanim w pełni wyrwała się ze snu przywarła do niej i złożyła pocałunek na pełnych ustach zielonookiej wojowniczki.


– Zapomnij...



AutorkaI to byłoby na tyle. Kto lubi złe zakończenia, łapka w górę. A może powinnam zapodać jakąś ciekawostkę, na przykład... wątku cienistego złoczyńcy? Oficjalnie ogłaszam, że to moja OCka, która postanowiła wkraść się do opowiadanka i postraszyć jedną z bohaterek. Możecie uznać, że to zapowiedź tytanowego dojinshi. Dajcie znać, jakby znalazły się jakieś kwiatki, bo ja już oczopląsu dostaję. :D