Dzień jak każdy inny, a może jednak nie do końca..? Świeże, orzeźwiające powietrze napływało teraz z zewnątrz przez otwarte okna tawerny, wewnątrz której dosłyszeć można było radosne, żywe głosy i muzykę. Zapewne trwała jakaś zabawa. Przez moment zerkałam do środka, spoglądając w otwarte okno. Chwilę potem weszłam tam i zamknąwszy za sobą drzwi, odnalazłam wzrokiem wolny stolik. Usiadłam przy nim na drewnianym stołku, nic nie zamawiając, przynajmniej na razie nie miałam takowego zamiaru. Rozejrzałam się natomiast uważnie po pomieszczeniu. Oczyma wędrowałam od jednej twarzy do drugiej, ludzi było doprawdy wielu. Świętowali, ale z jakiego powodu? Tego nie potrafiłam odgadnąć tylko patrząc, wsłuchałam się tedy w głosy tłumu, co było dosyć trudne ze względu na ich dochodzenie z różnych stron i mieszanie się ze sobą. Kilku mężczyzn odeszło z dosyć ciasnego kręgu, wewnątrz którego ujrzałam wtedy dwóch innych osobników płci brzydkiej, ci jednak odziani byli w srebrzyste zbroje. Pierwszy z dwójki był zdecydowanie wyższy i miał mniej masy ciała, posiadał ciemne włosy opadające na ramiona i długi nos, pasujący jednak do kształtu twarzy oraz krzaczaste brwi nad oczyma. Drugi był niższy, ale tęższy i wyglądał na dysponującego większą siłą fizyczną od poprzedniego. Jego potargane, rude włosy i broda mocno rysowały się na tle jasnej skóry. Stwierdziłam w myślach, że przypomina mi trochę krasnoluda, ale nie wiedziałam czy na pewno nim jest. Zaraz potem zwróciłam uwagę na ich bronie, brunet do pasa przyczepiony miał dwusieczny miecz, natomiast rycerz o niemal płomiennych włosach posiadał potężny, zdobiony, metalowy topór. Przyglądałam się im wszystkim, siedząc tak w cieniu przy własnym stoliku i przysłuchując się się. Dwaj wojownicy wyglądali na bliskich przyjaciół, świętujących powrót z jakiejś wyprawy. Westchnęłam cicho, sama z takowej wróciłam, jednak nie lubiłam nigdy imprezować. Zamówiłam sobie kubek wody, nic więcej i powoli ją wypijając, dalej śledziłam bieg wydarzeń zabawy.
W pewnym momencie ujrzałam małą dziewczynkę, przemykającą pomiędzy nogami wysokich dorosłych. Wiedziałam dokąd zmierza, jej celem byli wojownicy otoczeni kręgiem spragnionych opowieści. Dziecko dotarłszy na miejsce, słuchało historii opowiadanych przez mężczyzn z wyraźną fascynacją wypisaną na dziecięcej twarzyczce.. Przez jakiś czas miałam dziwne wrażenie, jednakże nie wiedziałam co ono mogło oznaczać. Dziewczynka nagle zbliżyła się do wojowników, musząc przy patrzeniu na nich unosić cały czas głowę do góry. Delikatnie pociągnęła za materiał peleryny, którą miał przyczepioną do zbroi wyższy mężczyzna, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. Stało się po jej myśli, wzrok wszystkich dorosłych powędrował ku dziewczynce. Wojownicy powiedzieli kilka słów do niej z uśmiechami, nie słyszałam jednak co dokładnie to było. Zrobiło się ciszej, przez tą całą sytuację. W końcu dziecko zapytało się swym drobnym, niewinnym głosikiem:
– A... Który z was jest silniejszy? – po tych słowach mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia. Tak, to pytanie musiało ich poróżnić, to wiedziałam na pewno. Rycerze zaczęli rozmawiać ze sobą, gestykulując przy tym rękoma. W tej chwili przestałam pić wodę, pusty kubek odłożyłam na blat, skupiając się na wyglądającą na skłóconych dwójkę. W myślach stwierdziłam, że taki spór jest bezsensowny, ale ci chyba tego nie rozumieli. Cóż... Faceci. Założyłam nogę na nogę, nie odwracając wzroku od miejsca akcji. Wkrótce doszło do momentu, w którym oboje podjęli się wyzwania do walki. Mężczyźni przeszli tuż obok mnie, z bliska wydawali się bardziej potężni niż z daleka. Za nimi podążył cały tłum tawerny. Kiedy wyszli, również postanowiłam wyjść na zewnątrz, byłam ciekawa jak to wszystko się skończy. Znalazłszy się na miejscu, wspięłam się na jedno z drzew, by lepiej widzieć wojowników wyprostowanych i dumnych, stojących już naprzeciw siebie. Podali sobie prawice, patrząc przy tym na siebie z dziwnym błyskiem w oczach. Nie wiedziałam co on mógł oznaczać. Niższy sięgnął dłonią za plecy, chcąc zapewne dobyć topór tam umieszczony, natomiast wysoki włożył rękę za połę peleryny, mając zamiar wyciągnąć miecz.
– Na cztery zaczynacie! Jeden, dwa, trzy, CZTERY! – rzekł ktoś. I wtedy stało się coś niespodziewanego, coś co zamurowało wszystkich obecnych, nawet mnie. Mężczyźni zamiast wyciągnąć bronie, wystrzelili rękoma przed siebie, układając dłonie w kształt: niski – papier, wysoki – kamień.
– HA! Wygrałem! – powiedział rudy swym niskim tonem głosu i zaśmiał się, ale był to prawdziwy, szczery śmiech. Opuścili dłonie wzdłuż ciała, przegrany również zaczął się śmiać. A cały tłum ludzi wlepiał w nich wzrok wielkich oczu. Większość miała pootwierane szeroko usta ze zdziwienia.
Ja tymczasem uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, że chociaż ci mężczyźni byli inni. Rozejrzałam się, po małej dziewczynce nie było jednak śladu. Zniknęła. Ja natomiast zeskoczyłam z drzewa i weszłam w gąszcz drzew lasu, znikając powoli między nimi. Przez chwilę słyszałam jeszcze śmiechy ludzi, potem pozostały tylko same odgłosy natury...
Pisane do gazetki szkolnej, dla pani od historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz